kilka wiech czekając na śmiech policz do trzech teraz głęboki wdech...
z zachłanności z oszczędności i z miłości do czynności wsysam w płuca dym do cna by chmura była mocna jak rękojeść z ludzkiej kości w euforię owocna i jak lampa nocna blaskiem dumnie wita gości oświeca noc usypia transem i pobudza rytmem jakiego samo serce jej zazdrości
wydech... i nagły śmiech choć czasem szybszy jest kaszel wtedy pech
ostrożnie pobożnie dostojnie powoli lecz hojnie prawdziwe misterium i misterna prawda: znowu wprost z wody w płuca kilka strzałów wszak oddech mnie nie okradnie za to da wiele spokojnie odmierza równym taktem jak tango Milonga na ponów wdycham dym ładnie jak zawsze dokładnie niczym rytm wybity na kongach: mocno i przykładnie chwilami ładnie a chwilami zachłannie aż połykam gorzką wodę z bonga...
to tylko woda i szkło a w szkle 'the grass' więc ładuję i odpalam niczym snajper z namaszczeniem i dokładnie kolejny raz...